Spalanie benzyny
2 lata temu wyciągnąłem z domu gospodarczego wszystkie mopiki : Jawa 50 21, Romet Pony 301, Komar 4 (na pedały). Jawę opisywałem już w starszych postach, więc nie będę już o niej pisał. O Komarze będzie post za pół roku (będę ją wtedy naprawiał). Więc pozostała opcja : Romet Pony 301. Romet został podarowany przez sąsiada kilkadziesiąt lat temu. Kiedyś sąsiadowi zazdrośni koledzy wrzucili do baku cukier i motorynka tak stała. Koniec historii. Czas na reaktywacje. Po pierwsze trzeba jechać na stację po paliwo, następnie umyć, napompować i nasmarować. Stary cukier w baku - przeczyścić go, przepłukać bak, gaźnik i kranik też. Po tym przechodzimy do najlepszej części - JEŻDŻENIE. Po paru pełnych nerwów dniach, z myślą czemu nie odpala, nieoczekiwanie odpalił. Tym razem kierował drugi właściciel rometa. Następnie moja kolej. Wsiadam i aż w oku się łezka zakręciła, bo nigdy wcześniej nie ujeżdżałem takiego okaza. Ruszyłem, ale zbyt wcześnie puściłem sprzęgło i zgasł. Drugim i trzecim razem łatwo przewidzieć, że zgasł, ale za czwartym razem nareszcie mi się udało i ruszyłem, piękne uczucie kiedy wiatr przesiewa ci włosy i uderza w twarz. Po tej cudownej jeździe czas na upragniony podwieczorek. Gdy wróciłem do motoru zawiodłem się - ZNÓW NIE ODPALA!!!. Po dłuższych oględzinach okazało się, że gaźnik i kranik są zapchane odpadkami z baku. Zapał do jazdy był tak duży, że szybko się z tym uporałem. Następnego dnia rano odpaliłem motorka i sobie poszalałem. Nastąpiła pora obiadowa, więc zostawiłem motorynkę w cieniu i poszedłem zjeść. Gdy wróciłem znowu nie zapalił, więc powtórka - przepłukiwanie kranika i gaźnika i tak przez tydzień. W poniedziałek znów chciałem odpalić, ale po 6 nadepnięciu w kopkę, ta nieoczekiwanie złamała się. Ale Polak potrafi, więc przez następny tydzień uruchamiałem przez bieganie (1 bieg i lecieć). Po 3 dniach przerwy biegłem z nim znowu, ale jakoś dłużej, bo aż 15 minut. Odpalił szybko, usiadłem i jechałem. Zrobiłem jedno okrążenie i czuję, że zwalnia a rękę miałem na całym gazie. Zgasł. Rozwścieczony kopnąłem go. Przewrócił się i tak leżał do wieczora w blasku słońca. Żeby nie niszczyć polskiej motoryzacji, kiedy nieco opadły emocje, schowałem go pod balkon. Następnego dnia po obiedzie zastanawialiśmy się czy już nie wrzucić rometa do szopy. Gdy wszyscy jeszcze jedli, uruchomiłem go i ku zdumieniu wszystkich ruszyłem. Lecz ta radosna chwila nie trwała długo. Znów jechałem na 2 biegu, ale cóż to - zwalniam, dusi go i myśli : z tej motorynki nic już nie będzie. Odstawiłem, dałem do jej skrytki narzędzia i schowałem. Koniec naprawiania, straconych dni, marnowania sił, myśli:czy znów odpali. Następnego dnia bez wesołego patrzenia na mopika wyciągnąłem składaka i jeździłem nabijając kolejne kilometry.
Trzy maszyny - trzy możliwości
Jawa 50 21
Komar 4
Jak widać Komar był malowany
Naprawianie Rometa Pony 301 (ostatnia seria motorynek)
Czyszczenie gaźnika
Znam ten ból... Motorynka niby jest na chodzie, raz chcesz gdzieś pojechać, a tu pierdut! Nie zapala. Ten dźwięk, kiedy kopiesz, a maszyna wydaje tylko tępy odgłos "bru.. bru... bru..." zapamiętam do końca życia.
OdpowiedzUsuńZ tych trzech maszyn motorynkę proponuję spakować i wywieźć niezwłocznie zna złom, bo z tego nic nie będzie. Jeśli już, to rewitalizować "Komarka". To były dość solidne mopliki... No i pamiętać o generalnej zasadzie - z rzęcha nigdy nie będzie maszyny.